Lubię zaskakiwać :3
*Jason's POV*
Poszedłem szukać jakiegoś noclegu dla mnie i dla mojej pięknej Kartelli (od Andruta: prawie jak Józef). Kiedy nic nie znalazłem, wróciłem do cegły i zabrałem ją do pierwszej lepszej jaskini, oznajmiając, że to najlepsze schronienie jakie tutaj jest. Jaskinia okazała się być składem materiałów, więc było nam ciepło.
- Kartello, czy chcesz, abym spał na jednym posłaniu z tobą? Będzie ci cieplej, najdroższa.
- Kartello, czy chcesz, abym spał na jednym posłaniu z tobą? Będzie ci cieplej, najdroższa.
- Hmmm... Dobrze, kochany.
Umościłem nam posłanie (czytaj: wywaliłem wszystkie materiały na środek jaskini) i ułożyłem się na nim przyciskając cegiełkę do piersi. Przykryłem nas kocem i zasnąłem.
•••
Obudziłem się rankiem, o dziwo bez koszmarów w nocy.
- JASON! JASON! JASON! WSTAWAJ! WSTAWAJ TY CHOLERNY CWELU! - usłyszałem słodki głos w mojej głowie (czytaj: niebywale wkurzające darcie mordy Kartelli). Otworzyłem me niebiańskie oczęta by zobaczyć jak moja ukochana wpatruje się we mnie czy coś. Whatever. Koce były rozkopane po całej jaskini, a cegła wyglądała jakby była wkurzona (nie wiem jak udało mi się zauważyć, ale ok...).
- Jason, rozkopałeś wszystkie koce, a mnie wywaliłeś na dwór, debilu - oskarżyła mnie.
- Wybacz mi, najdroższa, ja naprawdę nie chciałem... To było przypadkiem... - tłumaczyłem się. Nie mogłem jej stracić! Przecież to była prawdziwa miłość! - Tak bardzo cię przepraszam... Wybacz mi, Kartello!
- Och, już dobrze, mój najdroższy cwelu, ty mój deklu od słoika. Nie mogę ci nie wybaczyć, ale postaraj się zachowywać normalnie, gdy śpisz, dupku - rzekła z miłym uśmiechem.
- Musimy ruszać. Nie możemy tu zostać, niedługo zejdą się tu potwory. Smród martwych półbogów je tu zwabi. Będziemy, czy tam już jesteśmy w niebezpieczeństwie, Kartello.
- Wiem, najdroższy. Mam przyjaciela, mieszka w górach, w Kolorado, blisko Meredith. Bez postojów, motorem, to około 4,5 dnia. Potrzebuję jego pomocy. Pilnie. Ma wielką moc, a ja takiej osoby potrzebuję. Tam się udamy - zapodała monolog cegła. Jak wiadomo, kobiety (gdy tego chcą) są bardzo przekonujące. Plan wydawał się perfecyjnie, ale...
- Jak my zabierzemy prowiant i koce? - zapytałem.
- Och, to proste. Musisz wykminić jakieś coś, w którym to przewieziemy. Najlepiej by było, gdybyś poleciał czegoś poszukać. Teraz - rzuciła dziewczyna.
*Punkt widzenia trzeciej osoby czy co to jest.*
Jason wyszedł z jaskini i wzbił się w powietrze.
- GRAVITY DON'T MEAN TOO MUCH TO ME! - zaczął wyć blondyn.
Kartella westchnęła i popatrzyła na jaskinię.
- I co ja teraz będę robić…? - pomyślała.
Oto są przeprosiny.
Przepraszam. Zaniedbałam bloga i poszłam harcować na Wattpadzie. Czyli to wina Wattpada. To on mnie ukradł. Bardzo przepraszam, naprawdę. Nie zabijajcie mnie.
Luna ∑
- JASON! JASON! JASON! WSTAWAJ! WSTAWAJ TY CHOLERNY CWELU! - usłyszałem słodki głos w mojej głowie (czytaj: niebywale wkurzające darcie mordy Kartelli). Otworzyłem me niebiańskie oczęta by zobaczyć jak moja ukochana wpatruje się we mnie czy coś. Whatever. Koce były rozkopane po całej jaskini, a cegła wyglądała jakby była wkurzona (nie wiem jak udało mi się zauważyć, ale ok...).
- Jason, rozkopałeś wszystkie koce, a mnie wywaliłeś na dwór, debilu - oskarżyła mnie.
- Wybacz mi, najdroższa, ja naprawdę nie chciałem... To było przypadkiem... - tłumaczyłem się. Nie mogłem jej stracić! Przecież to była prawdziwa miłość! - Tak bardzo cię przepraszam... Wybacz mi, Kartello!
- Och, już dobrze, mój najdroższy cwelu, ty mój deklu od słoika. Nie mogę ci nie wybaczyć, ale postaraj się zachowywać normalnie, gdy śpisz, dupku - rzekła z miłym uśmiechem.
- Musimy ruszać. Nie możemy tu zostać, niedługo zejdą się tu potwory. Smród martwych półbogów je tu zwabi. Będziemy, czy tam już jesteśmy w niebezpieczeństwie, Kartello.
- Wiem, najdroższy. Mam przyjaciela, mieszka w górach, w Kolorado, blisko Meredith. Bez postojów, motorem, to około 4,5 dnia. Potrzebuję jego pomocy. Pilnie. Ma wielką moc, a ja takiej osoby potrzebuję. Tam się udamy - zapodała monolog cegła. Jak wiadomo, kobiety (gdy tego chcą) są bardzo przekonujące. Plan wydawał się perfecyjnie, ale...
- Jak my zabierzemy prowiant i koce? - zapytałem.
- Och, to proste. Musisz wykminić jakieś coś, w którym to przewieziemy. Najlepiej by było, gdybyś poleciał czegoś poszukać. Teraz - rzuciła dziewczyna.
*Punkt widzenia trzeciej osoby czy co to jest.*
Jason wyszedł z jaskini i wzbił się w powietrze.
- GRAVITY DON'T MEAN TOO MUCH TO ME! - zaczął wyć blondyn.
Kartella westchnęła i popatrzyła na jaskinię.
- I co ja teraz będę robić…? - pomyślała.
Oto są przeprosiny.
Przepraszam. Zaniedbałam bloga i poszłam harcować na Wattpadzie. Czyli to wina Wattpada. To on mnie ukradł. Bardzo przepraszam, naprawdę. Nie zabijajcie mnie.
Luna ∑